Nastał moment, którego się obawiałam. Mój Szkrab stwierdził, że jest już dużym chłopcem i w wózku jeździć nie będzie. Woli przemieszczać się na własnych nogach.
Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że każde wyjście na spacer wydłuża się
kilkakrotnie. Mój Brzdąc musi przecież zatrzymać się przy każdym
kamyczku, słupku, płotku, schodku... Kiedy jesteśmy na spacerze to nie mam nic przeciwko. Chcę aby mój syn poznawał otaczający go świat i cieszę się, że wszystko go interesuje. Gorzej jeżeli muszę na przykład zrobić szybkie zakupy. Za każdym razem ten sam scenariusz. Najpierw próbuję włożyć go do wózka po dobroci, on wygina się w łuk, nogi sztywne i na usadzenie nie ma szans. Pozostaje więc albo pozwolić mu iść samemu, albo siłą wcisnąć i zapiąć jak najszybciej pasami bezpieczeństwa, albo opcja hard, czyli nieść księcia na rękach. Ostatniego sposobu nie polecam, chyba, że Wasz szkrab jest naprawdę lekki. W sumie mi też wydawało się, że mój brzdąc nie waży zbyt dużo, ale po kilkunastu metrach zmieniłam zdanie. Jakimś cudem z językiem wywieszonym po kolana udało mi się dojść do domu, w jednej ręce wózek, w drugiej mój syn i zakupy. Przez następny tydzień chodziłam cała obolała, nie mówiąc już o schylaniu się. Tak więc jest to raczej wersja dla wysportowanych.
W końcu jednak znalazłam sposób na dłuższe przetrzymanie mojego malucha w wózku. To croissant (ewentualnie jakiś inny tego typu rogalik). Nic innego tak na niego nie działa. Żadne soczki, ciasteczka czy zabawki. Teraz podczas każdego wyjścia mam go przy sobie. Niestety i rogalik kiedyś się kończy, a przecież nie będę wpychała mojemu Szkrabowi jednego croissanta za drugim, bo mi się chłopak roztyje i potem w ogóle go nie uniosę.W każdym bądź razie na szybkie zakupy rozwiązanie w sam raz.
Ostatnio odkryłam jeszcze jeden sposób. Pewnego razu pozwoliłam mojemu Szkrabowi pchać wózek (oczywiście pod moją kontrolą, inaczej mogłoby się to skończyć źle). Ile radości mu to sprawiło! W ten sposób w miarę sprawnie i szybko dotarliśmy do domu.
Nadal szukam skutecznych metod na zatrzymanie mojego syna w wózku, tudzież na jakieś sprawne przemieszczanie się. A może Wy znacie jakieś sposoby ?
to wyginanie w łuk jest chyba tym, czego nie lubię najbardziej. wiadomo, ze też próbuje jakoś "przekupic" dziecko i daje Córce do ręki np. wafla ryżowego, jak na razie taka wersję akceptuję. często też sprzeciw trwa krótko i jak tylko zapnę pasy, ustępuje. bezcenne są natomiast spojrzenia obserwatorów, kiedy wkładam do wózka krzyczace dziecko ;).
OdpowiedzUsuńTe spojrzenia są najgorsze. Na początku strasznie mnie to krępowało, ale w końcu zrozumiałam, że nie warto przejmować się innymi i teraz nie zwracam na to uwagi :)
Usuń