Jak wygląda lot z dziećmi w daleką trasę? Na jakie udogodnienia możemy liczyć w samolocie? Co ze spaniem? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym poście bazując na własnych doświadczeniach.
Niedawno wróciliśmy z podróży i mamy za sobą 10 godzinny lot samolotem z jedną przesiadką i jednym miedzylądowaniem. Bardzo obawiałam się tej podróży. Nie wyobrażałam sobie żeby mój 3,5 latek przesiedział w jednym miejscu 8 godzin bez przerwy, bo nasz lot był podzielony na 2 i 8 godzinny. Obawiałam się również jak zniesie to masz młodszy 7 miesięczny Szkrab. Plusem było to, że karmię piersią i nie musiałam się martwić o pokarm, chociaż jak się później okazało mieli w samolocie jedzenie dla maluszków.
Zacznę jednak od początku, czyli od tego jak się przygotowaliśmy i co zabraliśmy ze sobą na pokład.
Mieliśmy to szczęście, że większość naszego lotu tam i z powrotem przypadła na noc. Pomimo to szykowałam się jak na wojnę. Wiecie, nigdy nie wiadomo jak może być. Wcale nie jest powiedziane, że dzieci prześpią grzecznie cały lot. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Miałam więc pół plecaka wypchanego zabawkami i smakołykami. Zabrałam głównie książeczki z naklejkami, kredki itp. Jak się znowóż później okazało praktycznie nic nie zostało użyte. Nawet smakołyki się obstały. To co nam się przydało to rozpuszczalne gumy do żucia, które braliśmy podczas startu i lądowania, chociaż powiem szczerze, że i tak okropnie bolały mnie uszy przy zmianie wysokości. Z książeczek syn nie korzystał bo kiedy nie spał to grał na tablecie, który był wmontowany w fotel.
Dla młodszego Szkraba oczywiście wzięliśmy pampersy, chusteczki, matę do przewijania, ubranka na przebranie, kocyk i mus owocowy do wyciskania.
Nie wiem czy tak jest we wszystkich liniach ale w tych, którymi lecieliśmy dostaliśmy paczuszki dla dzieci i dla nas. Wyglądały one tak:
Czerwona dla najmłodszego, a w niej:
mata do przewijania, papierowy śliniaczek, chusteczki nawilżane, balsam do ciała, próbka szamponu, krem na odparzenia i wkładki laktacyjne.
Beżowa dla starszego, a w niej:
urocza czapka pilotka, drewniana zabawka i figurka samolotu. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam, bo syn rozłożył od razu swoją paczuszkę na czynniki pierwsze, także to jest to co udało mi się zebrać z powrotem.
skarpety, kapcie, szczoteczka i pasta do zębów, zatyczki do uszu, balsam do ust i opaska na oczy.
Muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona. Szkoda tylko, że wcześniej o tym nie wiedziałam, bo zabrałabym o połowę mniej rzeczy do samolotu.
Jak wyglądał nasz lot?
Skupię się na tym dłuższym 8 godzinnym. Na początku mieliśmy pewne problemy, bo dostaliśmy miejsca bez możliwości montażu łóżeczka dla młodszego dziecka. Po zgłoszeniu problemu stewardessie udało się nam zamienić miejscami z innymi pasażerami, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie. Tylko tam jest możliwość montażu łóżeczka. Jak się później okazało nasz Szkrab wcale nie miał ochoty w nim spać. U taty też mu się nie podobało. Tak więc praktycznie 8 godzin z małymi przerwami spał na moich kolanach. Każda próba odłożenia go kończyła się pobudką i płaczem. Pamiętam te pełne współczucia spojrzenia współpodróżujących. Nie pytajcie ile czasu zajęło mi później rozprostowanie nóg, nie wspominając już o moich czterech literach 😂 Ale czego się nie robi z miłości. Starszy syn rozłożył się na fotelu i spał w miarę wygodnie. Dostaliśmy też koce do okrycia.
Jeśli chodzi o posiłki to tutaj również pozytywne zaskoczenie. Dostaliśmy 2 ciepłe posiłki + jedną przekąskę i napoje bez ograniczeń. Także nie było możliwości żeby zgłodnieć. Proponowano mi też słoiczki dla najmłodszego ale nie skorzystałam.
Ogólnie rzecz biorąc nie było tak źle jak myślałam, oprócz tego spania na moich kolanach oczywiście. Dzieci nie marudziły i czas zleciał nam w miarę szybko. Przebierać małego mogłam spokojnie w toalecie na specjalnie do tego przeznaczonym miejscu.
Jeśli chodzi o czas spędzony na lotnisku to niestety musieliśmy się trochę naczekać, ale tam przynajmniej nie trzeba siedzieć w jednym miejscu. Nie widziałam jednak ani jednego miejsca przeznaczonego dla dzieci, chodzi mi tu o jakiś plac zabaw itp. Z tego co czytałam na niektórych lotniskach znajdują się takie miejsca. Może po prostu nie zauważyłam. Najgorsze było to budzenie dzieci na przesiadkę, ale na szczęście potem nie miały większego problemu z ponownym zaśnięciem. Światło w samolocie było przygaszone co dawało senny klimat.
Co do wózka, bo ten temat też mnie interesował zanim polecieliśmy, to można go było nadać jako bagaż lub oddać przed wejściem do samolotu. My nadaliśmy razem z bagażem. Oni sami nam go zapakowali do specjalnego worka.
To chyba tyle. Tak właśnie wyglądał nasz lot z dziećmi. Jak już napisałam wcześniej, nie było tak źle jak się spodziewałam. Myślę, że pora dnia, w której lecimy ma baaardzo duże znaczenie. Dobrze jest też przy rezerwacji poprosić o miejsca w pierwszym rzędzie, być może Wasze dzieci będą chętniej spały w samolotowym łóżeczku 😉
Dla młodszego Szkraba oczywiście wzięliśmy pampersy, chusteczki, matę do przewijania, ubranka na przebranie, kocyk i mus owocowy do wyciskania.
Nie wiem czy tak jest we wszystkich liniach ale w tych, którymi lecieliśmy dostaliśmy paczuszki dla dzieci i dla nas. Wyglądały one tak:
Czerwona dla najmłodszego, a w niej:
mata do przewijania, papierowy śliniaczek, chusteczki nawilżane, balsam do ciała, próbka szamponu, krem na odparzenia i wkładki laktacyjne.
Beżowa dla starszego, a w niej:
urocza czapka pilotka, drewniana zabawka i figurka samolotu. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam, bo syn rozłożył od razu swoją paczuszkę na czynniki pierwsze, także to jest to co udało mi się zebrać z powrotem.
Granatowa torebka dla mnie (mąż dostał taką samą).
A w niej:skarpety, kapcie, szczoteczka i pasta do zębów, zatyczki do uszu, balsam do ust i opaska na oczy.
Jak wyglądał nasz lot?
Skupię się na tym dłuższym 8 godzinnym. Na początku mieliśmy pewne problemy, bo dostaliśmy miejsca bez możliwości montażu łóżeczka dla młodszego dziecka. Po zgłoszeniu problemu stewardessie udało się nam zamienić miejscami z innymi pasażerami, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie. Tylko tam jest możliwość montażu łóżeczka. Jak się później okazało nasz Szkrab wcale nie miał ochoty w nim spać. U taty też mu się nie podobało. Tak więc praktycznie 8 godzin z małymi przerwami spał na moich kolanach. Każda próba odłożenia go kończyła się pobudką i płaczem. Pamiętam te pełne współczucia spojrzenia współpodróżujących. Nie pytajcie ile czasu zajęło mi później rozprostowanie nóg, nie wspominając już o moich czterech literach 😂 Ale czego się nie robi z miłości. Starszy syn rozłożył się na fotelu i spał w miarę wygodnie. Dostaliśmy też koce do okrycia.
Jeśli chodzi o posiłki to tutaj również pozytywne zaskoczenie. Dostaliśmy 2 ciepłe posiłki + jedną przekąskę i napoje bez ograniczeń. Także nie było możliwości żeby zgłodnieć. Proponowano mi też słoiczki dla najmłodszego ale nie skorzystałam.
Ogólnie rzecz biorąc nie było tak źle jak myślałam, oprócz tego spania na moich kolanach oczywiście. Dzieci nie marudziły i czas zleciał nam w miarę szybko. Przebierać małego mogłam spokojnie w toalecie na specjalnie do tego przeznaczonym miejscu.
Jeśli chodzi o czas spędzony na lotnisku to niestety musieliśmy się trochę naczekać, ale tam przynajmniej nie trzeba siedzieć w jednym miejscu. Nie widziałam jednak ani jednego miejsca przeznaczonego dla dzieci, chodzi mi tu o jakiś plac zabaw itp. Z tego co czytałam na niektórych lotniskach znajdują się takie miejsca. Może po prostu nie zauważyłam. Najgorsze było to budzenie dzieci na przesiadkę, ale na szczęście potem nie miały większego problemu z ponownym zaśnięciem. Światło w samolocie było przygaszone co dawało senny klimat.
Co do wózka, bo ten temat też mnie interesował zanim polecieliśmy, to można go było nadać jako bagaż lub oddać przed wejściem do samolotu. My nadaliśmy razem z bagażem. Oni sami nam go zapakowali do specjalnego worka.
To chyba tyle. Tak właśnie wyglądał nasz lot z dziećmi. Jak już napisałam wcześniej, nie było tak źle jak się spodziewałam. Myślę, że pora dnia, w której lecimy ma baaardzo duże znaczenie. Dobrze jest też przy rezerwacji poprosić o miejsca w pierwszym rzędzie, być może Wasze dzieci będą chętniej spały w samolotowym łóżeczku 😉
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tak to wygląda. Bardzo się cieszę, bo na wakacjach również lecimy w dłuższy lot. Mam tylko nadzieje, że jednak moja córka będzie chciała spać w łóżeczku, a nie na moich kolanach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń